Osiem
lat później.
Echo stukających obcasów o
posadzkę roznosiło się w całym lochu. Kobieta w czarnej pelerynie
szła przed siebie z uniesioną ręką, nad którą płoną ogień – oświetlał jej ciemności korytarza.
Było zimno, jej oddech zmieniał
się w białą parę, a włoski na skórze stanęły jej na baczność.
Nie zwracała jednak na to uwagi; chłód był bliski osobom takich
pokrojów jak ona. Idąc wsłuchiwała się w krzyki pełne bólu i
rozpaczy, błagania o litość, a także ciężkie oddechy tych,
którzy mieli nieszczęście trafić do tych lochów i zginąć
śmiercią tragiczną. Większość z nich była Jedi, którzy
ocaleli mimo zniszczonej Świątyni Jedi, której do dziś nie
odnowiono — wręcz przeciwnie, z tego miejsca powstał jeden z
największych cmentarzy na świecie, ponieważ Imperator własnie tam
kazał porzucać ciała poległych w wojnie; bez względu, czy byli
to żołnierze, czy cywile.
Więźniów nie katowano na
śmierć, mimo że zadawano im potworny ból; wszystkich zabił ich
własny strach, ponieważ Ciemna Strona Mocy sprawiała, iż
zwyczajnie popadali w obłęd, także ginęli z rąk własnych, a
nikt z Sithów nie musiał nawet kiwnąć palcem.
Darth Lourien otworzyła jedną z
cel.
— Wyłaź — warknęła.
Osoba do której się zwracała, oddychała ciężko. Wreszcie w świetle płomienia ujrzała
czołgającego się w jej kierunku mężczyznę w podartej szacie
Jedi. Był brudny i oczywiście z powodów braku dostępu do dbania o
swą higienę, promieniował niezbyt przyjemnym dla zmysłów
zapachem.
— Szybciej. — Zniecierpliwiona
podeszła i wymierzyła mu kopniaka w brzuch, na co ten zawył z
bólu. — Wstaniesz sam, czy mam ci w tym pomóc?
Oczywiście nie doczekała się
odpowiedzi, nawet się jej nie spodziewała. Mężczyzna podparł się
na niedużej szczelinie w ścianie i stanął na drżących nogach.
Sprawiał wrażenie, jakby znów miał opaść na kamienną podłogę.
— Idź i ostrzegam cię, spróbuj
użyć jakiejkolwiek sztuczki, a cię zabiję.
Mężczyzna zwyczajnie marzył,
aby być w stanie użyć Mocy, żeby ją przywołać... bo dobra aura
tonęła w tej otchłani, jednak było to niemożliwe. Wolałby zginąć
niż znosić te katusze. Bartheus Flesbor był człowiekiem, miał
długie zniszczone włosy, zarost, blizny na twarzy i całym ciele,
brakowało mu także kilku zębów. Sithowie torturowali go
odtwarzając w jego głowie moment, gdy złamał najważniejszą
regułę kodeksu Jedi o przywiązaniu.
Bartheus ożenił się z kobietą,
kryminalistką, która ostatecznie go zdradziła. W umyśle mężczyzny
w kółko i w kółko rozbrzmiewały słowa, które były jak
sztylety, gdy go zostawiała. To ostatecznie go złamało.
— Nie, Nermaro... nie... — mamrotał, jakby był chory na schizofrenię.
Darth Lourien nie zwracała na to
uwagi.
Sala Imperatora była największym
pomieszczeniem w twierdzy na Mustafar. Emanowała stąd potężna
energia wyzwolonej Ciemnej Strony Mocy, przechodząc przez wrota
czuło się jej objęcia. Dwie twi'lekańskie niewolnice skłoniły
się z szacunkiem, Darth Lourien nie zaszczyciła ich spojrzeniem.
Na końcu wielkiej sali, na
podestach znajdował się ogromny tron Mrocznego Lorda Sithów. Ani
drgnął siedząc prosto, twarz pochłaniała ciemność czarnego
kaptura, jednak gdy się odezwał, nawet po plecach Sithanki
przebiegły dreszcze.
— Zostaw nas.
Darth Lourien skłoniła się z
szacunkiem i opuściła salę, wrota zamknęły się, a dziewczyna
postanowiła wrócić do swoich obowiązków. Gdy postawiła stopę
na pierwszym marmurowym schodku jej uszu dobiegły przeraźliwie
krzyki torturowanego Jedi.
Przywykła już do tego.
Skierowała się do swojej wieży,
swojej komnaty, gdzie spędzała najwięcej czasu poza salą do
ćwiczeń. Dostała zadanie od Darth'a Vadera. Miała nagiąć prawa
czasu i przestrzeni swoim umysłem tak, aby te udostępniły jej
wizję przyszłego świata. Zadanie te wymagało wielkiego wysiłku,
ponieważ czas i przestrzeń to dwie nienaruszalne siły, które dla swojego własnego dobra powinna zostawić w spokoju.
Obawiając się jednak wybuchu
gniewu Darth'a Vadera, próbowała zmusić te energie do współpracy.
Niestety, od paru dni nieskutecznie.
Uklękła na środku swego
pokoju, gdzie narysowała pradawny symbol Akademii Sithów swą
własną krwią. Światło w komnacie zapewniały płonące świece,
wszędzie panowała grobowa cisza.
Darth Lourien zamknęła oczy i
szeptem recytowała starożytne zaklęcia, dające jej prawo do
nagięcia płaszczyzny wszechświata do swojej woli. Była jednak
jedna przeszkoda — Darth Lourien pozostawała uczennicą, nadal
zbyt słabą, aby okiełznać taką potężną Moc. Cóż, instrukcje
jej mentora były jasne.
Żołnierz w uniformie z logiem
Imperium uniósł się kilka cali w powietrze.
— Jeśli nie odpowiadają przez
jakieś zakłócenia, to spraw by znikły i powiadom moich ludzi o
zmianie planów. — Poczekał aż pękną mu żyłki w oczach i
puścił nieszczęśnika, który (o zgrozo!) kilka sekund próbował
odzyskać oddech, w pozycji na czworaka krztusił się.
Niestety, swoim mazgajeniem się tylko
rozzłościł Lorda Sithów, który powalił mężczyznę potężnym
kopniakiem. Jego uszu dobiegł trzask łamanych żeber.
— Czy ja nie wyraziłem się
jasno?
Z bólu, a może ze strachu,
żołnierz nie wydusił z siebie ani słowa... Milczenie było
jedynie potwierdzeniem jego słabości. Darth Vader z irytacji
przewrócił oczami, skierował się w stronę wyjścia z namiotu.
Moc, która wypełniała jego polecenia, zatrzymała serce
słabeuszowi, który nie zasługiwał na zaszczyt znalezienia się w
armii Imperialnej.
— Jak zwykle wszystko muszę robić
sam. — Darth Vader w krótkim czasie doczekał się ogromnej władzy,
Imperator dawał mu w działaniach wolną rękę, a ten wykorzystywał
to jak tylko mógł. Wspólnymi siłami sprawiali, że oblężenie
Galaktyki było coraz łatwiejsze. Niektóre planety wciąż uparcie
stawiały opór, jednak nikt nie przejmował się tymi dziecinnymi
igraszkami. Ich porażki były jedynie kwestią czasu.
Z gór niewielki oddział
Imperium miał dobry widok na jedną z baz wojskowych na Naboo. Lord
Sith podszedł do generała Sorvskiego.
— Wiedzą o naszej obecności?
— Nie, panie. Ich straże wydają
się cierpieć na kurzą ślepotę. Pozostajemy niezauważeni.
— Doskonale. Wiesz, co masz robić.
— Oczywiście.
Darth Vader skierował się do
swojego namiotu, gdzie czekał na niego hologram Imperatora.
— Darth Vaderze, oczekuję cię na
planecie Mustafar. Nasz informator okazał się być bardzo
użyteczny, ów informacje mogą okazać się kluczowe w przerwaniu
tej dziecinnej wojny.
— Tak, mistrzu.
— Omówimy razem szczegóły.
Zabierzesz ze sobą Darth Lourien, to będzie dla niej znakomita
lekcja.
Blondyn tylko lekko kiwnął
głową. Nie spodobała mu się sugestia o zabraniu swojej uczennicy.
Owszem, dziewczyna posiadała potencjał, lecz uparcie nie mogła go
z siebie wydobyć, a w tym nikt nie był jej w stanie pomóc. Jeśli
sobie jednak nie poradzi z tym prostym zadaniem... trzeba będzie ją
wyeliminować.
W historii Sithów nie mam
miejsca dla słabych.
~*~
Wcale nie mięły trzy miesiące.
Mhm, nie wiem jak to się mogło stać.
Cóż, lepiej późno niż wcale.
Hihi, pozdrawiam.
Warto było czekać, naprawdę.
OdpowiedzUsuńMiałam publikować pewien rozdział, ale zaczytałam się i... no.
Darth Lourien uparcie kojarzy mi się z Assaj Ventress xD Musiałam sobie przypomnieć fabułę, bo trochę mnie pamięć zawiodła xd
Ten komentarz to porażka, wybacz, ale zupełnie nie mam pomysłu co tutaj jeszcze dodać. Z niecierpliwością czekam na rozwój akcji!
NMBZT! ;)
Wow! Wow! Wow! Nic dodać nic ująć. No jedynie mogłabyś pisać dedyki :) XD Czytałam to jednym tchem. Był cudownie! O wiem lat później! Uhuhu! Duuugo. Bardzo. Wstawaj częściej bo jak Magda, ja też trochę zapomniałam akcji. No to co? Do NN
OdpowiedzUsuńOlga
NMBZTM
buźki!
Witaj!
OdpowiedzUsuńTak mi się podoba ten rozdział! Idealnie opisałaś okrucieństwo Vadera i Palpatina.
Hmm...Czy tylko ja mam problem z szablonem tego bloga? Nagłówek zasłania mi połowę tekstu. :/ Musiałam przerzucić się na telefon. :/
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
NMBZT! Sue <;
Jezu, jak ja ich uwielbiam! Kiedy mam wątpliwości czy wolę Dark Side czy Light Side, nagle czytam jakiś cudowny rozdział z rodzaju Dark Side i już wiem gdzie leży moje serce xD
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział i czekam na kontynuacje.
White Angel