Schron
zatrząsł się, a z sufitu posypał się biały pyłek. Istoty
różnych ras siedziały na dwuosobowych pryczach, przytulając się;
nie zważając na to, czy byli spokrewnieni. W obecnej sytuacji
wszyscy są bliscy i okazują sobie należyte wsparcie. Mimo że
mroczne dni dopiero się zaczęły... niektórzy z nich czuli już,
że ostatecznie przegrali.
Imperium
wykonało najbardziej ryzykowny krok w swojej historii. Imperator już
zasiadł na tronie i dowodził resztkami swoich wojsk - w celu
obalenia buntów, które wybuchły na niektórych planetach. Każdy
świat po kolei przegrywał, wszyscy kłaniali się nowemu władcy.
Niektóre rodziny królewskie szły na ugodę z dyktatorem, chcąc
tym samym zapobiec śmierci setek tysięcy istnień. Nikt im się nie
dziwił i nikt ich nie obwiniał.
Kolejny
potężny wybuch, schron ponownie się zatrząsł. Posypało się
jeszcze więcej pyłku; w oddali było słychać płacz dziecka.
Niedaleko
schroniska dla obywateli Republiki, mieściła się niedawno
zorganizowana przez rebeliantów główna baza dowodzenia. Odpowiedni
ludzie obserwowali radary, które wskazywały, iż bombowce zaczęły
się oddalać.
– Chyba
dają sobie spokój – odrzekł porucznik Wolfgang Ruck, poprawiając
swoją czapkę.
– Doskonale,
wreszcie odetchniemy z ulgą. – Królowa Apailana zmyła swój
tradycyjny makijaż i zdjęła królewskie szaty, włosy splotła w
gruby czarny warkocz, a odziana w zwykły wojskowy kombinezon
wyglądała... inaczej.
Inni
mężczyźni zajmujący swoje stanowiska energicznie błądzili
palcami po klawiaturach, chcąc uzyskać dokładniejsze dane na temat
wyrządzonych szkód.
– Pani.
– Porucznik Rudolf Czarnosky obrócił się na swoim krześle w
kierunku królowej. – Niemal cały pałac został zbombardowany.
Westchnęła
i otuliła się ramionami. Czarnosky miał zamiar powiedzieć coś
podnoszącego na duchu, ale żelazne drzwi rozsunęły się; do
pomieszczenia weszła Padme Amidala w eskorcie dwóch żołnierzy.
Kobiety od razu rzuciły się sobie w objęcia.
– Padme.
– W głosie Apailany pomimo inwazji Imperium, zniszczonego pałacu
i oblężenia Naboo, było słychać wyraźną ulgę. – Posłałam
po ciebie, tak się cieszę, że jesteś!
– Przybyliśmy
jak najszybciej się dało.
Królowa
wysłała kilku medyków, by sprawdzili, czy nikt nie został ranny.
Komputery wskazywały, że schron nie został naruszony. W końcu
znajdował się kilkadziesiąt kilometrów pod ziemią, przystosowany
właśnie do takich sytuacji.
Dziewczyna
tępo wpatrywała się w szorstki krajobraz planety Ambrii. Zamiast
gorącym i milutkim piaskiem - powierzchnia była pokryta kamieniami
– mniejszymi i większymi; gdzieniegdzie znajdowała się też
zwiędła roślinka czy kłębek martwej trawy.
Brunetka
nie opuściła pokładu statku; siedziała w fotelu pilota, myśląc,
w jaki sposób wrócić tym czymś tam, skąd przybyła. Miała
ciężki orzech do zgryzienia; ale nie była pewna, czy to na pewno
orzech.
Nagle
przyszły złe przeczucia; dziewczyna gwałtownie wyprostowała się
w fotelu. Odgarnęła włosy do tyłu i nie wiedząc, co właściwie
powinna robić, zaczęła nasłuchiwać. Nie, nie uszami, lecz
umysłem... wyczuła obecność trzech zbliżających się osób,
mężczyzn... tubylców, którzy byli uzbrojeni. Na pewno wyrażali
zainteresowanie frachtowcem na środku pustkowia.
Postanowiła
skryć się w pomieszczeniu, w którym się obudziła. Co prawda, nie
było tam wiele kryjówek, ale prawdopodobieństwo, że najpierw
zainteresuje ich ster było największe. Nie tracąc czasu zasunęła
za sobą drzwi w kajucie, przylegając plecami do ściany i uważnie
nasłuchując.
Tak,
była przekonana, że jest ich troje. I nie myliła się, sądząc,
że pierw sprawdzą ster. Dziewczyna nie miała wątpliwości, że
tutaj wreszcie też zajrzą, szukając właściciela statku; jednak
nie miała pomysłu co począć.
Pod
wpływem impulsu odsunęła drzwi i starała się cichutko opuścić
kajutę... niestety, Moc przestała jej sprzyjać, ponieważ piętą
kopnęła puszkę po zupie, którą delektowała się kilka godzin
wcześniej. Odgłos toczącego się metalu był jak gong w samo
południe; brunetka dosłownie wstrzymała oddech i znieruchomiała.
Mężczyźni w końcu zaczęli coś do siebie krzyczeć. Mimo że
znajdowali się kilka metrów przed nią - ich słowa nie docierały
do jej uszu.
Rzuciła
się do ucieczki, nie bardzo wiedząc dokąd uciekać i czy w ogóle
ma jakieś szanse. Jeśli nawet wpadnie w ich łapy...bco jej zrobią?
Cóż, nie wyglądali na przyjaznych, a dziewczyna nie miała zamiaru
poddawać się z własnej woli. Nie rozumiała nawet, dlaczego w
ogóle ją gonią. Czy nie powinni być bardziej zainteresowani
statkiem? Kto chciałby mieszkać w takim miejscu? Frachtowiec był
ich szansą na ucieczkę.
Biegła
na tak szybko jak mogła, adrenalina także robiła swoje; przez co
ta prawie w ogóle nie odczuwała zmęczenia. Była tylko jeszcze
jedna rzecz, a właściwie trzy. Któryś z mężczyzn przykucnął i
namierzył cel; oddając strzał był pewien cudownego trafienia...
oczywiście nie mylił się. Tacy ludzie jak on, rzadko się mylą.
Trafił dziewczynę w łydkę, przez co upadła na szorstką ziemię,
wijąc się z bólu.
Podeszli
do niej powoli; brunetka przewróciłą się na plecy, chcąc widzieć
napastników. Jeden łysy z zarostem i dwóch czarnowłosych; każdy
z nich napakowany, każdy uzbrojony. To koniec, przeszło
jej przez myśl, lecz zaraz zacisnęła pięści.
– Czego
ode mnie chcecie?!
Jej
frustracja bawiła ich, nie zamierzali szybko odpowiadać. Zamiast
tego wpatrywali się w nią jak wilki w swoją zdobycz; łysy z
kieszeni wyciągnął papierosa. Odpalił, kucając przy brunetce,
która chcąc się od niego oddalić zaczęła się czołgać.
Łysy
zachichotał.
– Daleko
nie zajdziesz.
Chuchnął
na nią dymem, a ona odpowiedziała atakiem kaszlu.
Wściekłość,
jaka ją ogarnęła była nie do opisania. Szydzili z niej, drwili,
wykorzystując obojętność i niesamowitą moc frustrującej ciszy.
Dziewczyna poczuła falę przepływającej energii, pochłaniającej
jej ciało. Moc i siła, której doznała była jej obca, lecz
dokładnie tego potrzebowała.
Łysy
wyciągnął w jej kierunku wielką, brudną dłoń, opuszkiem palca
dotykając policzka.
– Wiesz,
że te miejsce jest nieodpowiednie dla małych i samotnych
dziewczynek?
Brunetka
zacisnęła zęby i obiema dłońmi chwyciła mocno jego rękę;
twarz mężczyzny sugerowała, iż nie spodziewał się takiego ruchu
z jej strony - a zwłaszcza tego, co miało nastąpić. Dziewczyna
niezwykle mocno szarpnęła jego ręką, a następnie odrzuciła od
siebie jak jakiegoś wstrętnego śmiecia. W tym momencie do uszu
wszystkich w pobliżu dotarł charakterystyczny trzask, a następnie
wrzask łysego, któremu brunetka prawie wyrwała ramię; zwisało
teraz bezwładnie, niesprawne.
–
Ta dziwka prawie oderwała mi rękę! – syknął, a w swoich
słowach zamieścił tyle jadu, ile tylko zdołał.
Dwójka
pozostałych mężczyzn postanowiła nie cackać się z problemem;
wycelowali w dziewczynę ze swoich pistoletów blasterowych. Gdy już
mieli nacisnąć spust... coś czerwonego obcięło obojgu głowy.
Ów
czerwone „coś” okazało się szkarłatnym „świderkiem”, a
raczej śmiercionośną bronią; wróciło prosto do człowieka
odzianego w czarną pelerynę. Nikt nie dostrzegał jego twarzy,
ukrytej w głębokim kapturze, a „świderek” okazał się
świecącym mieczem, który brunetka pierwszy raz widziała na oczy.
Bardziej niż broń... jej uwagę odwracała aura emanująca od
mężczyzny; wyczuwała same złe rzeczy, najgorsze, jakie mogła
sobie wyobrazić. Czuła też nieposkromioną siłę i potęgę.
Postać
zwróciła się do łysego, który zrywał się do ucieczki - lecz
nie zdążył. Padł martwy od jednego ciosu. Wtedy ów ktoś
przekręcił głowę w stronę dziewczyny - niezdolnej do ucieczki z
powodu bólu. Obleciał ją strach. Miecz zgasł, a brunetka poczuła,
że coś obejmuje ją za szyję. Nim zdołała się opanować,
niewidzialna ręka gwałtownie pociągnęła jądo góry; sprawiając,
że zwisała bezwładnie w powietrzu.
A
więc to koniec.
Betowała: Annie.
~*~
Przepraszam za niezwykle długą przerwę, kwiecień zawsze jest dla mnie najcięższym miesiącem w roku szkolnym, nawet jeśli akurat wtedy jest przerwa wielkanocna. Miałam mnóstwo roboty w szkole, jeszcze dodając do tego nieszczęsne bierzmowanie... no cóż, przynajmniej niedługo będę miała to z głowy.
Jak wspominałam, kwiecień jest dla mnie najgorszym miesiącem, z kolei maj jest najlepszym. Dlaczego? Dowiecie się mniej więcej w za ponad tydzień na blogu I give you my heart, co oznacza, że szykuję na pewien dzień coś specjalnego.
Pewnie zauważyliście (nie żebym sądziła, że jesteście wszyscy ślepi), że na blogu zagościł nowy szablon autorstwa Evelyn, za co bardzo jej dziękuję! (Punkt 3 w informacjach).
Chciałabym też przeprosić za wszystkie błędy, które miały miejsce w tym rozdziale. Dziwnie się pisze o później porze. :D
Chciałabym też przeprosić za wszystkie błędy, które miały miejsce w tym rozdziale. Dziwnie się pisze o później porze. :D
Nie pozostaje mi nic innego jak wrócić do pisarskiej formy i życzyć wam wszystkim równie rozsadzającej weny.
Pozdrawiam!
Hejo! *macha i szczerzy się jak dziecko*
OdpowiedzUsuńMiałam dawno skomentować, ale komentarz mi się usunął, więc piszę dopiero teraz.
*czyta ponownie rozdział*
Pierwszy fragment bardzo, ale to bardzo, mnie zaintrygował. Czyżby Padme była przywódcą Rebelii? Wspierała ją? Nie wiem, ale jestem ciekawa. Jej postać ma potencjał! *tak, wiem że jej nie lubisz, więc napisałam to specjalnie xD*
W drugim fragmencie na 100% jest Darth Lauren *czy jakoś tak*. To musi być ona! Must!
Znam to uczucie pisania do późna. Robię to zawsze.
Wybacz, że tak krótko, ale moja wena zmyła się z widokiem mojego terminarza.
Pozdrawiam,
White Angel
Jak ty cudownie piszesz! Jeju!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całego bloga jednym tchem i czekam na więcej.
MOOOORE! xD
Drugi fragment skradł moje serce. :P
Niestety mój telefon odmawia posłuszeństwa i za wiele nie mogę tutaj napisać.
Czekam z wielką niecierpliwością na następne! :D
NMBZT! C;
Podłączamy się do Sue. Jestem dokładnie tego samego zdania. Mam nadzieję, że kiedyś też tak będę pisać.
OdpowiedzUsuńA tymczasem co do rozdziału i całego bloga: dziękuję za zaproszenie, warto było tu przyjść. Jeśli chodzi o wenę w najdziwniejszych miejscach (jak pisałaś w notce pod którymś z rozdziałów) to mnie ostatnio dopadła podczas gry na instrumencie i wymyśliłam epilog mojego bloga...
Bardzo się cieszę, że nie "zapuszkowałaś" Anniego. I że Qui-Gon żyje. Elsa od razu przypomina mi krainę losu... ale cieszę się, że są jeszcze Jedi. Liczę że wygrają.
Zaciekawiła mnie tą dziewczyną, zaatakowaną przez tych mężczyzn. Czy dobrze myślę, że uratował ja Anakin? Nie wiem. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Niech Moc będzie z Tobą!
~pozdrawiam~