– Tu Obi-Wan Kenobi, halo, czy ktoś mnie słyszy? – Mistrz Jedi
siedział w zdemolowanym pomieszczeniu, które sądząc po kredensach
i walających się przyrządach kuchennych, było kiedyś kuchnią.
Bezskutecznie próbował połączyć się z którymś statków
zarejestrowanych na Jedi, jednak nikt nie odpowiadał na jego sygnał.
Zrezygnowany schował twarz w dłoniach i westchnął. Niestety,
wszystko wskazywało na to, że oprócz nich, nikt nie ocalał.
Przed uchylone okno do pomieszczenia wpadały promienie słoneczne,
widocznie w nich drobinki kurzu "tańczyły" radośnie. W
reszcie pokoju panował półmrok.
Do kuchni wszedł Qui-Gon Jinn z dziwnym wyrazem twarzy.
– Wszystko w porządku? – spytał Kenobi.
– Tak, ale Elsa ma duże wątpliwości.
– Nie dziwię się jej.
Zapadła chwilowa cisza, w tym czasie wspominali swoich przyjaciół
ze świątyni, którzy zginęli pod jej gruzami. To, co zrobili
Sithowie było straszne i być może zwykłym cywilom było nie do
przyjęcia, ale niewielka cząstka z nich, rozumiała potęgę
Ciemnej Strony, której zwolennicy są o wiele silniejsi niż kiedyś.
Ciemny Lord Sithów znajdował się tak naprawdę pod nosem Rady
Jedi, najmądrzejsi Jedi nie wyczuwali w nim chociażby cząstki zła.
Lord Sithów przerósł swoją inteligencją każdego członka Rady,
każdego Jedi.
– Elsa zamierza użyć swoich umiejętności aby spróbować odnaleźć mistrza Yodę.
Obi-Wan uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z przerażeniem
wypisanym na twarzy.
– Czy ona wie, jaka może być stawka? – Qui-Gon chciał coś
powiedzieć, lecz Kenobi nie pozwolił mu zabrać głosu. – Jeżeli żąda zemsty, może przywołać duchy Ciemnej Strony,
dawnych Lordów Sithów, którzy bynajmniej nie pomogą nam w
czymkolwiek.
– Wiem, Obi-Wanie, ale zaufajmy Elsie.
Kenobi pomyślał, że mistrz jest zbyt łatwowierny i naiwny, lecz
nie wypowiedział tych złośliwych uwag głośno. Ostatnie czego
teraz potrzebowali to sprzeczki między sobą. Oboje martwili
się stanem młodej Jedi, a co dopiero zniszczoną świątynią, bo
dopóki oni żyli – Zakon Jedi istniał, głęboko w ich sercach.
– Widziałeś, czy ktokolwiek zdołał chociażby uciec? – spytał
zmarnowany Qui-Gon, siadając przy ledwo stojącym stole i opierając
się o niego łokciami. Stół zatrząsł się mniej obiecująco, ale
wytrzymał ciężar.
– Nie. – Obi-Wan patrzył przez okno na krajobraz, ponieważ opuszczony dwór, znajdował się daleko od jakichkolwiek szlaków,
daleko w bogatym lesie Yavin. - Widziałem, jak Windu ginie. Plo Koon
został zabity przez Sitha, poczułem to boleśnie. - Z trudem
przełknął ślinkę i skoncentrował się na słowach. Do oczu pchały
się nieproszone łzy, a powstrzymywanie ich, wywoływało u Jedi
drgawki. W końcu pozwolił im spływać po swych policzkach. – Czułem
cierpienie innych.
Osoby trzecie przyglądające się tej sytuacji, mogłyby źle
zinterpretować niektóre fakty. Na przykład łzy mistrza Jedi, w
stu procentach uznaliby za nieokiełznaną słabość. Nikt by nie
pomyślał, że cierpiący człowiek – niezależnie od płci, wieku
i przeżyć oraz rangi – jest w stanie opłakiwać ogromną stratę.
Postać w pelerynie chodziła w tę i we wtę, energicznie gestykulując i
co chwila wskazując w jakiś punkt, znajdujący się na
wyświetlonej, gwiezdnej mapie galaktyki. Miniaturowe planety
zmieniały kolor z niebieskiego na czerwony, gdy dotknął ich
rozmówca. Słuchaczami byli przeróżni najemnicy i łowcy nagród,
przedstawiciele różnych gatunków. Różnili się niemiłosiernie,
lecz łączył jeden, konkretny cel – zdobycie nagrody oferowanej
przez Imperatora, za wytropienie i odnalezienie Jedi, którzy zdołali
uchylić się przed ciągle nadciągającą zagładą.
Yuno Westrome uśmiechnęła się lekko i zamknęła oczy, wyobrażając
sobie jak lśni w blasku rzucanym na nią przez Imperatora. Im więcej
Jedi odnajdzie, tym więcej dostanie. Taka jest jej praca. Tropienie
i zabijanie nie jest dla Yuno żadnym problemem – przeciwnie,
dużą przyjemnością. Czym jest odbieranie życia słabym
jednostkom, w zamian za kredyty i inne dobra materialne? Każdy musi
z czegoś żyć, a nie każdy urodził się do niewinnej i uczciwej
pracy.
Rozejrzała się po swoich rywalach, niektórych z nich znała. Każdy
z nich mógł pochwalić się większym i mniejszym wykonanym
zleceniem. Nie liczył się cel, nie liczyło się, że obiekt
znajdował się na drugim końcu galaktyki. Liczyły się tylko i
wyłącznie kredyty. Ale czy tylko zabijanie wchodziło w grę?
Oczywiście, że nie.
To ona, Yuno Westmore zakradła się do świątyni Jedi, wyłączając
wszystkie zapory obronne, siejąc zamęt we wszystkich elektronicznym
urządzeniach w świątyni. Jedi nie byli na to przygotowani, nie
mieli zielonego pojęcia, co się właściwie dzieje... Punkt
zaskoczenia jest monetą wygranej.
Gdy Imperator skończył objaśniać swoje wymagania i uczulać na
pewne swoje uwagi, nie kwapił się, by zapytać, czy ktokolwiek ma
jakieś pytania. Oczekiwał od wszystkich zebranych profesjonalizmu,
a nie dziecięcych instynktów. Sami powinni rozumieć wszystko bez
powtarzania, w końcu podobno wszyscy są istotami rozumnymi.
Postać w ciemnej pelerynie odwróciła się tyłem do widowni by
opuścić swoje podium i zniknąć za drzwiami, po których obu
stronach stali strażnicy, Yuno już wyczuła niebezpieczeństwo...
jednak nie reagowała, bo wiedziała, że nie ma takiej potrzeby.
Ktoś z tutaj zebranych był na tyle głupi, by chcieć pozbawić
Imperatora życia. Owa osoba cierpiała na brak mózu, by
bez precyzji i tłoku – chcieć dokonać morderstwa, to po
pierwsze. A po drugie – trzeba naprawdę nienawidzić życia,
próbując zabić potężnego lorda Sithów, na którym próba ataku
nie zrobiła żadnego wrażenia. Nawet nie drgnął.
Łowca miał na sobie kombinezon i hełm na głowie, więc Yuno nie
widziała jego twarzy. Wycelował karabinem blasterowym E-11 w
Imperatora, wiązka lasera z prędkością światła podryfowała w
kierunku celu i... zatrzymała się dziesięć centymetrów przed
peleryną Sitha, a następnie rozpłynęła się w powietrzu.
Wszystko działo się szybko, a lord Sith nawet nie drgnął, nawet
nie spojrzał, kto chciał go zabić. Jego strażnicy zareagowali,
lecz nim łowca w ogóle zdążył rzucić się do ucieczki, jego
ciało uniosło się dwa metry w górę, a twarz gwałtownie
posiniała. Złapał się za szyję rękoma i zaczął szarpać,
chcąc rozpaczliwie nabrać powietrza... Po kilku sekundach jego
ciało padło martwe na ziemię.
Moc Imperatora była przeogromna, żałowała, że ona nigdy nie
wpadła mu w ręce, by stać się jego uczennicą. Niestety,
widocznie nie było jej to pisane, tak jak jej siostrzyczce, ale
nauczyła się używać swojego daru w całkiem inny i przydatny
sposób.
Wiedząc, że spotkanie i życie głupiego łowcy dobiegło końca,
Yuno skierowała się w stronę wyjścia. Coruscant zmieniło się.
Już nie było takiego energicznego ruchu jak zawsze. Większość
istot funkcjonowało jak zwykle, inni bali się opuścić swoje
mieszkania. Spojrzała za siebie na budynek, który Sithowie będą
przebudowywać na fortecę. Nigdy nie interesowało ją, że Jedi
polegli. Widocznie byli zbyt słabi i nierozgarnięci, żeby nazywać
się Obrońcami Galaktyki.
Yuno poszła prosto do hangaru, do swojego koreliańskiego
frachtowca, którego pełna nazwa to YT-1300 Stock Light Freighter.
Kobieta ukradła go kiedyś innego łowcy, którego perfidnie
uwiodła, a ten całkowicie jej zaufał. Podjęli się razem
zlecenia, zabicia członka rodziny królewskiej na Alderaan. Yuno
zaplanowała wszystko tak dokładnie, żeby strażnicy zamku bez trudu doszli do tego, kto jest winien tragedii, która dotknęła wszystkie istnienia na planecie . Westrome wtedy się wycofała i zabrała
statek, a jej partner został na zawsze uwięziony na Alderaan.
Czy jeszcze kiedyś go zobaczy? To nie ma dla niej żadnego
znaczenia.
Ważne, że teraz ma sprzęt godny łowcy nagród i wypełni zadanie
powierzone przez Imperatora. Miała coś, czego inni łowcy nie
posiadali, Yuno była wrażliwa na Moc, potrafiła wykorzystywać
niektóre jej aspekty, niezwykle pomocne aspekty. Zaoszczędzała
tym sporo czasu.
Na przykład dzięki temu dowie się, gdzie znajdują się ostatni
Jedi w Galaktyce.
~*~
Elo, elo!
Zobaczyłam dziś, że od ostatniego postu minął prawie miesiąc, więc spięłam dupę i jestem z nowym rozdziałem. Jak na razie to tyle z mojej strony. Wesołych świąt!
Witam,
OdpowiedzUsuńRozdziały przeczytałam wyjątkowo szybko, co u mnie bywa rzadkością. Piszesz bardzo dobrze, opisy nie są zbyt długie, lecz sprawiają wrażenie konkretnych. Jedynie do czego mogłabym się uczepić, to szata graficzna; obrazki nie stanowią jednej całości, są bardzo niedopasowane. Mimo wszystko jest to moje osobiste odczucie, więc nie musisz tego brać sobie do serca.
Ubolewam nad faktem, że rozdziały są wyjątkowo krótkie, pozostawiają czytelnika w niepewności i wzmagają jeszcze bardziej chęć zgłębiania się w historię. Z początku, gdy weszłam na bloga to przez dłuższy czas zastanawiałam się, jak poradzisz sobie z charakterystyką Anakina, który zachował swoją urodę. Przeważnie opowiadania opierają się na kanonie Gwiezdnych Wojen i prezentują młodego Jedi jako Vadera. W twoim przypadku jest całkiem inaczej, a może i nawet lepiej, gdyż ciekawi mnie twoja nowa wersja Anakina.
Byłam pozytywnie zaskoczona czytając rozdziały poświęcone ostatnim reprezentantom Jedi. Uwierz jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam, że wplotłaś do opowiadania mojego ulubionego bohatera: Qui-Gon-Jinna, nie omieszkałaś wprowadzenia Obi-Wana, za co jestem Ci szczerze wdzięczna. Wśród Jedi pojawiła się tajemnicza postać o imieniu Elsa, która jest prawdziwą nadzieją podupadłego zakonu. Miewa chwile, w których zaczyna wątpić w odnalezienie zagubionych wojowników, ale stara się nawiązać z nimi kontakt, między innymi z Yodą.
A kim jest Yuno? Czy tak naprawdę jest tylko zwykłą łowczynią nagród, a może skrywa w sobie inne umiejętności?
Czekam na kolejny rozdział i na rozwój historii. Pozdrawiam serdecznie oraz zapraszam także do siebie: http://sciezki-mocy.blogspot.com/ ---> Również na podstawie Gwiezdnych Wojen :)
Hi!
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam u ciebie nowy rozdział pomyślałam ^^^^^
Pierwszy fragment na plus. Obi-Wan jest taki jaki powinien być. Zawsze we wszystko i wszystkich wątpiący. Cudownie. A Qui-Gon-Jinn jego zupełnym przeciwieństwem. Jeszcze większe cudownie.
Teraz drugi fragment. Imperator godny Imperatora. Jest taki jaki był. To zatrzymanie pocisku w powietrzu skojarzyło mi się z Kylo Renem *którego nie lubię*
Wydaje mi się, że Yuno będzie naprawdę ciekawą i znaczącą postacią. Mam co do niej pewne przeczucia, ale będę trzymać buzię ma kłódkę.
Dzisiaj krótko za co przepraszam, ale padam na twarz.
May the Force be with You!
White Angel
O, kolejny ficzek do SW. Jak fajnie, czytnę, jak znajdę wolną chwilę. A w międzyczasie zapraszam do mnie, bo też coś próbuję pisać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Q
(wszyscy-ludzie-generala.blogspot.com)
Wrzucaj już ten rozdział, bo czekam! :D robię się coraz bardziej zniecierpliwiona! :D
OdpowiedzUsuńW ogóle podlinkuj sobie ten zwiastun, bo nie można go odtworzyć.
UsuńFilmik jest wstawiony prosto z yt. Nie wiem co na tym blogu jest nie tak z linkami, ale trzeba kliknąć *bardziej w lewo*...
UsuńZajmę się tym problemem jak będę miała wolną chwilę.
Kurde, ja dzisiaj tych komentarzy wrzucam... zapraszam na nowy rozdział, tak wyjątkowo wcześniej.
OdpowiedzUsuńhttp://sciezki-mocy.blogspot.com/
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z kilku tygodniowym opóźnieniem, ale przeczytałam xDD
No i jak zwykle uważam, ze jest genialnie xD
Co tu więcej dodawać. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz.
Niech Moc będzie z Tobą!